M: Dziewczynki, gdzie jesteście?
E: W potoju Ziosi...
Z: Taaaa
M: Co robicie?
E: Odlondamy zimę!
Z: Ta mama!
Wiesz, stało się. W chwili kiedy moje dzieciaki są uziemione w domu przez chorobę, śnieg pada od kilku dni. Zamiast cieszyć się białą chwilą, lepić bałwana i jeździć na sankach, one siedzą razem na wersalce i patrzą przez okno. Najzwyczajniej w świecie, żal mi ich.
Znowu nie sypiam, jak powinnam. Budzę się w środku nocy i nie śpię aż do rana lub nie mogę zasnąć i rzucam się na łóżku... Chodzę potem jak zombiak, ale ostatnio porzuciłam kawę, więc jest mi podwójnie ciężko się skupić i udawać, że jest OK.
Czasami mam ochotę płakać, czasami gdzieś w ukryciu poleci łza, ale od 1.12 mam przynajmniej dobry powód ku temu. Jest mi ciężko i chyba nadal nie potrafię pogodzić się z tym, że już nie ma z nami Babci. Nie wyobrażam sobie Świąt bez niej, a już niedługo będę musiała spojrzeć prawdzie w oczy. To będą kolejne bolesne dni...
Od jakiegoś czasu również haft leży w szafie. Trudno mi go wyjąć i skupić się na stawianiu krzyżyków. Trudno mi jest skupić się na czymkolwiek.
Jest mi źle i zimno... Nie tylko fizycznie, ale gdzieś w mojej głowie i sercu tworzą się kryształki lodu, które chłodzą. Z każdym dniem wydaje mi się, że moja czarna dziura staje się coraz realniejsza... Brak mi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteś.