14 grudnia 2022

Mimo wszystko

 Wiesz, w tym roku grudzień jest dla mnie trudny. Dzieciaki chore, Babcia odeszła, nie mam jak i kiedy przeżyć żałoby, dziadek przegrywa walkę z Alzheimerem, Parkinson nie oszczędza Babci H... i żeby było im mało siedzą w domu z COVIDem... Mam wymieniać dalej?

Wiesz, co usłyszałam, kiedy powiedziałam Mężowi o śmierci Babci? 

-Przykro mi, ale musisz być dzielna, bo masz dzieci... (przytulas)

W tamtym momencie coś się we mnie zacięło. Jakby jakiś przełącznik  nie pozwalał mi porządnie opłakać jej odejścia. Oczywiście, łzy pojawiły się, ale dyskretnie, tak, żeby niewiele osób o tym wiedziało. Na pogrzebie również, chociaż było ciężko...

Wróciłam do domu i wpadłam w wir wycierania nosów, podawania leków, nocnego pocieszania i tulenia, kiedy kaszel miotał tymi małymi ciałkami. Ja chyba po prostu nie mam kiedy przeżyć żałoby i boję się, że wraz z depresją pojawi się niepostrzeżenie i znowu namiesza w moim życiu.

Wczoraj, kiedy rozmawiałam z Mamą o Dziadku B..., byłam bliska płaczu. Pocieszałam ją i starałam się wyjaśnić jej mechanizmu choroby, o których czytałam lub słyszałam. Podrzuciłam kilka rozwiązań, które doraźnie mogłyby Babci H... ulżyć w opiece nad dziadkiem. Czy to pomoże? Nie wiem, ale staram się w to wierzyć. Potem, kiedy rozmawiałam z Mężem po prostu z moich oczy popłynęły łzy. Czy to wystarczy? Nie.

Dodatkowo, chyba, żeby mnie dobić, nie spotkam się z nimi w Święta, bo COVID nie odpuszcza. Jak to Babcia mówi: Nie jest gorzej i to na swój sposób jest pocieszające, ale mam nadzieję, że niedługo wrócą do zdrowia. Ich zachorowanie wiąże się także z tym, że nie spotkamy się z Ciocią, jej mężem i Matim... Od jakiegoś czasu grono przy wigilijnym stole się zmienia i zmniejsza. To sprawia mi ból, bo ja kocham (kochałam) Boże Narodzenie, jego atmosferę, gwar i zapachy. Przede wszystkim lubię ten moment, kiedy rzeczywiście cała najbliższa rodzina siada przy jednym stole...

Nie czuję się dobrze. Nie wysypiam się. Ostatnio budzę się w nocy i nie mogę ponownie zasnąć. Słucham oddechu Zosi i myślę co by było gdyby... Mimo wszystko zmobilizowałam się. Zrobiłam dekorację przedpokoju, o której od jakiegoś czasu myślałam. Inspiracja z Internetu, ale efekt finalny mój i Emi, która dzielnie podawała mi ozdoby. (Mąż też miał swój udział, szczególnie w wieszaniu oświetlenia - jak nikt potrafi pomóc radą, kiedy ja staję na zakręcie przedsięwzięcia).

Mimo wszystko staram się, aby dom chociaż trochę nabrał świątecznej atmosfery. Staram się nie dać się pochłonąć mojej czarnej dziurze... To dla nich, bo serce się raduje, kiedy widzę uśmiechy na ich twarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że jesteś.