06 lutego 2023

Małżeńskie porachunki cz. 3

Zapach tamtych dni i czar znowu uderza mnie,
Gdy wyraźna Twoja twarz w myślach zjawia się.
Wciąż pamiętam Twój każdy szept
W sercu, głowie ukryłam Cię,
Cały świat stanął w miejscu, wiem,
Znów mam energię by biec.

Kiedy zapadnie znów zmrok
Zabiorę Cię stąd, zabiorę Cię stąd.
Za rękę wezmę pod prąd
By znaleźć Twój ląd, by znaleźć Twój ląd.
 

Monika Lewczuk, Zabiorę Cię stąd

Wiesz, są takie aspekty naszego małżeństwa, których niecierpię, ale niestety, część z nich sama pobudziłam do życia. Czym? Moją wybuchowością, upartością, bezkompromisowością i ciętym jęzorem. Kiedyś powiedziałam (a raczej, nie oszukujmy się, wykrzyczałam przez łzy), że mam już dość, że chciałabym wiele rzeczy skończyć i zostawić za nami. Niestety, niektóre za bardzo bolą, inne wymagają rzeczowego wyjaśnienia, na które zachowujemy się zbyt zajadle i dziecinnie. Oj, ale nie o tym miało dziś być...

Dziś miało być o tym, że pomimo tych przykrych słów, które padają w kłótniach, muszę przyznać, że potrafimy jeszcze prowadzić konstruktywne rozmowy i dochodzić do oczyszczających konkluzji. Powiało optymizmem? Odrobinę.

Podczas jednej z takich rozmów, Przemek zadał pytanie: Czy uważasz, że to przeze mnie masz depresję? Odpowiedź dla mnie jest jasna: Nie. Myślę, że miałam ją wcześniej, ale to, co mówisz i to jak się zachowujesz, czasami wcale mi nie pomaga. Po tych słowach nastąpiło coś, co do tej pory nie występowało, czyli mocne przytulenie. Oczywiście, że przytulaliśmy się chętnie i często, ale nie po/podczas sprzeczek. Czy to jest moment przełomowy/punkt zwrotny w naszym wspólnym życiu? Nie wiem. Bardzo chciałabym, aby tak było.

Wiesz, piszę o tym, bo muszę przyznać przed sobą i światem, iż pomimo co jakiś czas, w kłótniach chcę wypisać się z tego układu, to nie wiem, czy tak naprawdę potrafiłabym to zrobić. Czasami wydaje mi się, że już nic nie ma sensu, że niszczymy się wzajemnie, że rany odniesione na domowym poligonie są zbyt duże i zbyt głębokie. Za to przychodzą takie momenty, takie chwile w naszym małżeństwie, że dochodzę do wniosku, że kocham i jestem  kochana, i chyba nie potrafiłabym funkcjonować w innej kompozycji.

Przychodzą chwile takie, jak te wieczorno-kuchenne, gdzie zupełnie instynktownie (i trochę zmuszeni okolicznościami przyrody) realizujemy moje fantazje i marzenia, kiedy po raz kolejny dochodzę do wniosku, że mój Mąż jest właściwym mężczyzną w moim życiu.

Nie wiem, czy za chwilę znowu nie będzie gorzej/źle. Nie wiem, czy za kilka dni nie wpadnę w kolejny dołek. Nie wiem, kiedy znowu przyjdzie moment, w którym będę chciała wszystko rzucić w diabły. Wiem, że dziś jest lepiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że jesteś.