21 lutego 2023

O urodzinach

Wiesz, nie pisałam tutaj ostatnio, bo chciałam przemilczeć i nabrać dystansu. Do czego? Do wydarzenia, które nigdy nie sprawiało mi przykrości, było dla mnie czymś zupełnie naturalnym i chętnie mówiłam, które to z kolei. Zawsze uważałam, że to wyjątkowy dzień i chętnie snułam plany pt.: Co będę robić do następnych urodzin? Tak, w ubiegłym tygodniu obchodziłam urodziny.


Ten rok będzie obfitował w wiele wydarzeń, które można będzie położyć na półce: Po raz pierwszy. Niestety, nie zmienię tego, muszę się z nimi zmierzyć i mieć siłę, aby to zrobić. 

Wiesz, to pierwsze urodziny bez Babci Grażyny. Od jej śmierci minęło już trochę czasu, a nadal są dni, kiedy nie mogę przestać o niej myśleć. Przed oczami ciągle staje mi widok szpitalnego łóżka, respiratora, tych wszystkich rurek i przewodów. W końcu pojawia się też jej twarz, oczy pełne łez. Czasami mam wrażenie, że nadal czuję uścisk jej ciepłej(!) dłoni.

W tym roku po raz pierwszy nie zadzwoniła, nie złożyła mi życzeń, nie ponarzekała na to jak się czuje i ile ma lat. Ja jej pierwszy raz od dawna nie powiedziałam ze śmiechem: Oj tam, Babciu, nie narzekaj, jesteś tylko 50 lat ode mnie starsza. Tak, właśnie taka była różnica wieku między nami, (prawie) całe pół wieku. Teraz, ona już zawsze będzie miała swoje 85, a ja... Kto wie...

W tym roku także po raz pierwszy od moich 18. urodzin nie zadzwonił z życzeniami Dziadek. Niestety, choroba zbiera żniwo i choć może fizycznie jego wygląd nie zmienia się aż tak bardzo, to psychika i percepcja diametralnie. Kiedy przy kolejnym spotkaniu pyta jak mają na imię nasze Córki, ile mają lat, czy młodsza jest chłopcem, gdzie teraz mieszkam lub czy pracuję, to cierpliwie odpowiadam, ale przychodzi taki moment, kiedy po prostu jest mi przykro. Dotkliwie dociera do mnie, to, że jego też "za chwilę" stracę.

Za dużo tych strat ostatnio w moim życiu.

Na pewno do miłych, sympatycznych i urokliwych momentów należała chwila wręczenia kwiatów, które Mąż co roku wybiera piękniejsze. Nasze świętowanie zaczynamy rocznicą zaręczyn (13.02), następnego dnia w domowym zaciszu obchodzimy romantyczno-reumatyczne walentynki, a kolejnego moje urodziny. To są trzy wieczory dla Nas. No tak, w tym roku przez chorobę dziecięcia nie do końca były nasze. I nie obwiniam tu nikogo za nic, po prostu tak się złożyło... Romantyzm i czas dla nas szybko się w tym roku skończyły, a apogeum nastąpiło trzeciego dnia. Taki ironiczny uśmiech losu...

Przyznaję, Mąż bardzo się starał, aby  mimo wszystko było wyjątkowo. Zamówiona kolacja, własnoręcznie przygotowane drinki, nastrojowe oświetlenie, zaplanowane oglądanie filmów i wspomniane już kwiaty... Może to kiedyś nadrobimy.

Wiesz, oczywiście cieszyłam się z tych dni, bo to przecież nasz czas. Patrząc jednak na moje urodzinowe rozliczenia z minionym rokiem, przyznaję, że mam poczucie porażki. Prawdą jest, że Dzieci rosną zdrowe, na poligonie zaszły widoczne zmiany, mamy wspólne plany, ale... Mam poczucie, że zmarnowałam kolejny rok.  Depresja, moje wybuchy złości, przepłakane pół roku, brak rozwiniętego zajęcia przynoszącego dochód. To wszystko powoduje, że nie potrafię cieszyć się tym, co mam. Nie potrafię z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Ogarnia mnie poczucie bezsilności i bezradności. Bardzo chciałabym to zmienić, ale jak...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że jesteś.