Wiesz, może wtedy przestałabym w końcu tonąć w mojej czarnej dziurze i morzu (a przynajmniej sporych rozmiarów) jeziorze łez. Może wtedy łatwiej byłoby złapać oddech i chwycić się rzeczywistości(?).
Jakaś maleńka (maciupeńka, jak mawia Dziadek Bolek) cząstka mnie chciałaby móc skupić się na tym co mam, co udało mi/nam się osiągnąć przez tych kilka lat małżeństwa. Chyba chciałaby, abym przestała sprawdzać, szukać, wpatrywać się, nasłuchiwać, przypominać sobie, liczyć...
Cały ogrom mnie chłonie każde najmniejsze wspomnienie, zmianę. Łudzi się, że coś, że ktoś, że moja nadzieja ma sens, że kiedyś... Będę jeszcze mieć szansę... Cała reszta mnie chłonie dźwięki, krzyki, piski, szumy, emocje i nastroje i poddaje się... Poddaje się i przegrywa z każdym przekleństwem i podniesionym głosem.
Tak bardzo chciałabym odzyskać siebie i Ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteś.