24 października 2022

O rutynie, rytuałach i... Babci

 Wiesz, znaczną częścią naszego życia jest rutyna. Szczerze przyznam, że lubię mieć pewne rytuały (czyli rutynę, która jest dla mnie ważna ze względu na osoby lub miejsca) i pielęgnować je jak długo się da. Czasami okazują się one niewystarczające, inne szkodliwe, a pozostałe zmieniają się pod wpływem zmieniającej się rzeczywistości. Miałam i mam rytuały, które są ściśle związane z moim domem rodzinnym.

Przez kilka lat mojego małżeńskiego życia rutyną było picie kawy w niedzielny poranek. Spotykaliśmy się we trójkę (mama, tata i ja) w kuchni, mama robiła kawę, powoli szykowała śniadanie i rozmawialiśmy, czekając aż mój prywatny Mąż wstanie na śniadanie.

Inną rutyną ściśle związaną z Porębą, było to, że w sobotę mieszkaliśmy u teściowej, kiedy tylko była taka możliwość spędzaliśmy ją na poligonie, a wieczorem jechaliśmy do moich rodziców, aby z nimi spędzić niedzielę

Rutyną, która urosła do rangi rytuału już po narodzinach pierwszej, a jeszcze mocniej po pojawieniu się drugiej Córki było spędzanie czasu z Babcią i zarazem Prababcią dziewczynek. Szczególnie kiedy byłam sama z Dzieciakami pojawiała się kilka minut po 10:00, witała z maluchami i siadała na krześle (najczęściej w kuchni). Po ogarnięciu bieżących bolączek dziewczynek, robiłam dla niej herbatę, dla siebie kawę i patrzyłam jak bawi się z Emi lub Zosią. Czasami udało nam się spokojnie porozmawiać, innym razem kursowałam za Zosią, ale zawsze znalazł się czas na rozmowę.

Oczywiście, jak każdy starszy człowiek miała sztandarowe zdania, które padały w określonych sytuacjach, np.:

-Nie używam cukru, ale herbatę muszę chociaż pół łyżeczki/łyżeczkę posłodzić.

-To dla mnie? (Widząc szklankę herbaty) Eeee na co to? To kłopot...

-Jak mnie dziś kolano/kręgosłup boli. Chyba będzie zmiana (pogody).

-Nie mogłam spać w nocy/Nie spałam do 3:00.

-Jak mnie w stopy uziąba.../Zobacz jakie mam zimne ręce (dotykała lodowatymi dłońmi mojej ręki).

Oczywiście potrafiła być uszczypliwa, krytykować coś na swój sposób, czy komentować pod nosem tak, aby każdy usłyszał... Ale czy to w tym momencie jest ważne?

Dzisiaj zrobiłam sobie kawę i pomyślałam: Jak babcia przyjdzie, to zrobię jej... I po raz kolejny dotarło do mnie, że nie zrobię jej już herbaty, nie porozmawiamy, nie będzie bawić się z prawnuczkami... Czuję jakby ktoś mocno ściskał mi serce. Przełykam kolejne łzy i staram się mieć nadzieję chociaż lekarze nie dają jej zbyt wiele...

Jest mi bardzo ciężko... Jest mi też przykro z innego powodu... Po raz kolejny w chwili dla mnie ciężkiej i trudnej jestem sama. Pomimo, iż naprawdę staram się wysłuchać każdej znanej mi osoby, jeśli ma ochotę się wyżalić, poutyskiwać, poopowiadać. Dziś po raz kolejny dowiedziałam się na kogo mogę liczyć (oczywiście poza Mężem, który jak zawsze jest i potrafi jeszcze bardzo mocno przytulić swoją jędzowatą żonę). Poza nim w tej chwili są obecne jeszcze dwie osoby (zainteresowani wiedzą, że to o nich mowa) i bardzo z całego mojego pogruchotanego serca Im dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że jesteś.