19 października 2022

Z domu do domu

Wiesz, wbrew pozorom lubię przyjeżdżać do rodzinnego domu. To prawda, jest to wymagające pewnej organizacji, ale jeździmy już tyle lat, że chyba przywykłam. Prawdą jest też to, że co jakiś czas coś "udoskonalamy" w organizacji tych wyjazdów, a może tylko nam się wydaje, że to robimy(?).

 Od chwili kiedy pojawiła się pierwsza Córka, a potem druga staramy się coraz bardziej systematyzować cały proces. Jeździmy trochę rzadziej bo co dwa tygodnie (a nie na każdy weekend), ale za to zostajemy kilka dni dłużej. Pakowanie naszej czwórki zajmuje mi jakieś 2-2,5 godziny. 

  • Ubrania wyjściowe, cała sterta ubrań do chodzenia po domu, w których można się bezkarnie ubrudzić, bielizna, kurtki, czapki, chustki na głowy i buty dla Dzieciaków na każdą okoliczność pogodową. 
  • Pieluchy i chusteczki nawilżane, jeśli nic z tych rzeczy nie zostało z poprzedniego pobytu lub po prostu nie pamiętam ile zostało. Kocyki na wypadek drzemki Córek lub do zaspokojenia widzi mi się, którejś z nich (jeśli nie zapomnę).
  • Apteczka pierwszej pomocy na najczęstsze dolegliwości dziecięce, czyli guzy, gorączki, problemy trawienne, odparzenia plus witaminy, termometr, odsysacz kataru itp. Do walizki wskakują butelki, bidony, do niedawna mleko modyfikowane i kleiki (na całe szczęście dziewczynki zaczynają gustować w tradycyjnym mleku i już jakiś czas temu zrezygnowaliśmy z kleików). 
  • Torba z czasoumilaczami, czyli zabawkami i książeczkami dla młodszej pociechy (starsza jadąc lubuje się w obserwowaniu i zadawaniu pytań). 
  • Lodówka samochodowa z tym, co nie powinno zostać w lodówce przez kolejny tydzień, bo wyjdzie na własnych nogach.
  • Termo torebka z prowiantem na drogę: mini zestaw do zrobienia mleka w przypadku awarii znanej pod nazwą "wrzeszcząca Zosia", kanapti z dziemem lub paśtetem, kubki z herbatą (po jednym dla dziecia), suchelce kukurydziane lub ryżowe woda mineralna dla rodziców (o której najczęściej zapominamy, chyba że jest to duża butelka, która jeździ w aucie od otwarcia do wypicia ostatniej kropli) i najważniejsze (!) cioś dobledo czyli mały, słodki wafelek o nazwie na literę "K". Taki zestaw podręczny, żeby mieć wszystko, o co mogą wnioskować maluchy.
  • Pies, karma dla psa, telefony, ładowarki, laptopy (do pracy i pisania bloga), teczki z dokumentami wszelkimi, jakie mogą być nam potrzebne, książeczki zdrowia, to, co akurat chcemy zawieźć do P-by i... Na pewno pakuję jeszcze coś, o czym teraz zapomniałam, bo robię to odruchowo... 

Kiedy już to wszystko wpakujemy do samochodu (w dużej mierze Mąż wszystko zwozi do bagażnika), który już jakiś czas temu zrobił się na to wszystko za mały, montujemy dzieciaki w fotelikach i wsiadamy - ja, zwykle wkurzona, bo się spieszę, chcę szybko i sprawnie a Dzieci i pies mają na to własny plan oraz Mąż, który albo wymownie milczy starając się nie zagęszczać atmosfery, bo siekierę już dawno dałoby się powiesić w powietrzu lub zwracający uwagę, że tak być nie może, że trzeba opracować inny plan pakowania, że wprowadzam nerwówkę itp.

Odjazd.

 Droga przedłuża się przez krakowskie remonty, dziewczyny najczęściej dzielnie to znoszą, ja próbuję choć chwilkę się zdrzemnąć, bo przez pakowanie i ostatnie kuchenne porządki, które odbywają się w godzinach nocnych, niewiele śpię. 

Jesteśmy na miejscu. Mąż loguje się do pracy i rozpakowuje samochód, Dzieciaki przystępują do ekspansji podwórkowo-domowej, a ja staram się to ogarnąć. Mogę zacząć "cieszyć się" pobytem u rodziców.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że jesteś.